Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » pn, 12 gru 2011, 01:33

Mam przyjemność przedstawić Wam nowelę Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty napisaną przez naszego użytkownika i moderatora - Pielagorotha. Cała nowela będzie podzielona na kilka części, które będą zamieszczane w każdy poniedziałek o 20! Serdecznie zapraszam czytania :> Dziś wstęp do noweli:



Na niewielkiej i poniekąd bezludnej wyspie, zwanej Wysppą, zapadła huczna noc. Wokoło słychać było masę krzyków, jęków i szmer rosnących wszędzie grzybów. Spokój jaki powinien panować na tych ziemiach zakłócany był przez nieprzerwanie wijące się tu i ówdzie wilki, dziki i nutrie. Jedynie krzew zarośnięty dziczyzną wydawał się zachowywać spokój pośród tegoż zgiełku. Wysppa wydawała się być dosyć zwyczajna, nie przykuwająca niczyjej uwagi. Jednakże pośrodku niej w sposób całkowicie raptowny rosło drzewo. Było ono całkowicie przeciętne.

SOLO LEE
Lunarion
Lunarion
Posty: 294
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: SOLO LEE » pn, 12 gru 2011, 20:47

Przeciętne drzewo na zwykłej wyspie pełnej dzików... zapowiada się ciekawie. :party:

Można komentować? Czy mamy siedziec cicho i podziwiać kunszt mistrza? ^^

Awatar użytkownika
Pielagoroth
Rycerz Zagłady
Rycerz Zagłady
Posty: 1741
Ulubiona rasa: Nieumarli
Lokalizacja: Bytom
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Pielagoroth » pn, 12 gru 2011, 21:08

Myślę, że można komentować ;)
Czyżby? A jednak. ®

nosferatuzod
Thrall
Thrall
Posty: 3
Lokalizacja: Toruń
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: nosferatuzod » pn, 12 gru 2011, 23:03

mnie urzekły grzyby :D tkwi w nich jakaś ukryta i tajemnicza moc
"Doświadczenie - elegancka nazwa wszystkich nieprzyjemności, jakie spotkały nas w życiu."

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » pn, 12 gru 2011, 23:23

1. Po prostu Jan

W tym samym czasie na wysepce oddalonej dosłownie o rzut głazem od wyspy, która swoje miejsce ma 17 stóp na zachód od krainy kształtem przypominającej Wysppę pewna postać zmierzała w świetnie znanym sobie kierunku. Był to Jan nekromanta. Szedł on wydeptaną przez tubylcze ludy ścieżką w kierunku zacnego przybytku zwanego „Pod trzustką bawołu”. Była to licha karczma, do której schodziła się siódma część mieszkańców wyspy. Karczma wyróżniała się prostotą swojej budowy, prostokątnym kształtem i dwoma wejściami. Jedno było zwykłymi drzwiami, a drugie to drewniany most. Jan bez chwili zawahania przybliżył się do drzwi i zdjąwszy żupan wturlał się do środka.
- Witaj Janie! Widzę żeś ubrany w ubranie! - wrzasnął na wstępie czczo zbudowany gospodarz karczmy zwany karczmarzem - Co cię tak nieprędko dzisiaj sprowadza?
Nekromanta nie widząc nikogo wymierzył wzrokiem przybytek i usiadł przy stole znajdującym się najbliżej środka symetrii karczmy. Po chwili wyjął z buta pergamin i rozpoczął deliberację nad sensem swojej egzystencji. Skończywszy swoją kontemplację postanowił nie siedzieć więcej i zdecydował rzucać stojąc.
- Karczmarzu rzucam hreh! - powiedział mając na sobie ubiór koloru szarego.
- Niestety rzut ten zboczył z wyznaczonego przez ciebie toru lotu, co wpłynęło na jakość mojego nadgarstka. W nagrodę mogę ci jeno kufel dać.
Nekromanta zawiedziony swoją nieumiejętnością rzucania postanowił zasiąść w swym siedlisku, gdyż nie umiał lewitować.
- Nie chcę tego kufla z powodu braku zdobień z mosiądzu - wyrzekł do karczmarza.
Wtem w karczmie zjawiło się trzech ludzi. Jeden z nich bez zastanowienia rzekł.
- Karczmarzu rzucam hreh!
- Wątły rzut! Fatalnie człeku, fatalnie - skomentował karczmarz po czym podał wino przybyłemu. - Kimś, że jest?
- Jestem orędownikiem wszystkich pozostałych orędowników zamieszkałych naszą wyspę. Dodam, że rzuciłem tak wątle z powodu miedzianego koloru mojego ubioru, co poprawiło aerodynamikę hrehu - odpowiedział i zabrał się za wysysanie swego wina.
Pozostali dwaj przybysze dosiedli się do Jana i nie rozpoczęli rozmowy, gdyż Jan ich ubiegł.
- Witaj kapłanie i ty lokaju kapłana. Czego u was nie słychać?
- Nie wiem czego nie słychać, ponieważ tego nie słyszę - odpowiedział kapłan bez chwili wytchnienia. Widać, że odpowiedź ta była wystarczająco satysfakcjonująca całą zebraną w gospodzie ludność, albowiem nastała zręczna cisza. Tymczasem orędownik wyssał całe wino i bez słowa zaczął chodzić wokół swojego stolika. Spostrzegł, że jest w karczmie, więc ją opuścił i już w niej nie był.
- Żegnaj karczmo. Jeszcze się kiedyś spotkamy - rzekł wychodząc i odszedł w przestworza.
- Ciekawa osoba - wykrztusił kapłan.
- Nie - zanegował nekromanta.
- Muszę jednak przyznać, że rzut jego matowy był, co przywdziało mi na myśl pewną historię z przyszłości - wtrącił karczmarz.



2. Bliżej określony mag

Pełna napięcia rozmowa utknęła w martwym punkcie. Jedynie zza okna karczemnego słychać było rozmowy opiewające wokół jakiegoś tematu. Nie dało się ukryć, że rozmowy te nie miały sensu w opozycji do tych wewnątrz karczmy. To właśnie wyróżniało ją z tłumu budynków na wyspie. Do środka wkraczały jedynie najbłyskotliwsze umysły tegoż świata. Chwilę później dało się usłyszeć kroki. W karczmie pojawiła się upostaciowana postać wchodząc przez odrzwia. Przybyła tu w celach liturgicznych.
- Abra kadabra abra kadabra - sapnął przybysz nie posiadający całkowicie żadnego nakrycia głowy. Chwilę potem usiadł przy stole, który był ręcznie rzeźbiony przez zręcznych rzeźbiarzy i rozpoczął kontemplację nad awangardą losowo wybranej persony ulokowanej w tejże placówce gastronomicznej. Zakończywszy swoje dumania postanowił pomówić z karczmarzem.
- Karczmarzu jakieś wieści? - zapytał wstając z miejsca, w którym uprzednio siedział.
- Owszem, jakieś wieści. Ale z kim mam przyjemność?
- Ze mną.
- W takim razie powiem ci, że nikt za tobą nie stoi.
- Rozumiem - usłyszawszy tą wiadomość zląkł się okrutnie i w pośpiechu upuścił naramiennik noszony skrupulatnie na plecach. Pobiegł czym prędzej ku wyjściu, otworzył drzwi i bez słowa uciekł z karczmy robiąc podkop potknąwszy się o obelisk znajdujący się w kieszeni jego kaptura. Pstryknął jeszcze wychodząc, co nie zdeterminowało całkowicie nic i opuścił karczmę.
- Intrygujący sposób opuszczenia karczmy nieprawdaż Janie? Lokaju zanotuj go w swoim notatniku.
Chwilę po wyjściu upostaciowanej postaci drzwi gospody znowu pozostały nieruchome.

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » pn, 19 gru 2011, 21:20

3. Parobków dwóch oraz kwestia Bełkotnika

Do karczmy wślizgnęło się bowiem dwóch parobków i zasiadło w jednej z karczemnych ław. Widać, że były to osoby nieznane karczmarzowi, bo bez słowa nalał im on po kuflu piwa. Parobkowie zaczęli pić rozmawiając między sobą jednocześnie. Biorąc z nich przykład Jan również zagadał do kapłana.
- Kapłanie.
- Słucham?
- Co sądzisz o wzroście podatku od cła? - zapytał wrogo Jan.
- Nie płacimy cła, ponieważ mieszkamy na wyspie otoczonej nieprzenikliwą głębią morza - odpowiedział kapłan.
- Nie zaprzeczysz mi zatem, że podatek ten wzrósł 17-krotnie - kontynuował nekromanta.
- Rzeczywiście nie zaprzeczę jakoż nie mam dowodu na nie zaistnienie owego procederu. Nie ma to jednak wpływu na dalszy tok dyskusji tych parobków.
- Otóż nie ma - potwierdził nekromanta. Z ruchu jego uszu można było śmiało wywnioskować, że chciał coś dodać jednak wtem przerwał mu świst drzwi. U progu zjawił się rosły mężczyzna. Wszedłszy do karczmy ukazał się jako upersonifikowana persona. W reakcji na bohemę poezji karczemnej zaczął turlać się po wszystkich płaszczyznach, nawet tych nie pokrywających się z podłogą. Wywołało to niesmak i rozgoryczenie jego kończyn w efekcie czego wstał i dzierżąc na sobie burgundową szatę jąknął do karczmarza.
- Karczmarzu wina!
- Nie bez kozery jesteś zwany Bełkotnikiem widzę, bom nie zrozumiał - śmiało szczeknął karczmarz.
- Onegdaj tu byłem i nie rozumiałem - odrzekł Bełkotnik, co nie wniosło nic do dyskusji.
- Woju po coś przyszedł? - zapytał rozjuszony karczmarz.
- Karczmarzu tak to jest jak się nie zna dialektów ugrowysepnych - napomknął rozbawiony całą sytuacją Jan będący jednocześnie nekromantą - Bełkotnik chce wina - dodał.
- Dobrze więc skoro tak, a jaki ma mieć smak?
- Płynny bez wątpienia - odrzekł zamroczony Bełkotnik.
Karczmarz nie zrozumiawszy ani słowa podał losowo wybrane wino ze swojego zbioru win licząc na łut pecha. Bełkotnik odebrał swoje włości bez chwili wahania. Wziął ze sobą kilka łyków wina i poszedł ku drzwiom. Po dotarciu do celu wyciągnął z topora, noszonego na odcinku lędźwiowym kręgosłupa, kilka głazów i wyrzuciwszy je z karczmy syknął.
- Zaliwżdy to, co teraz uczyniłem spowoduje dezynwolturę losowo wybranych mieszkańców zamieszkałych północno-zachodnie tereny wyspy naszej ojczystej.
Jan słysząc gesty Bełkotnika postanowił wygarnąć ze swojej szaty wiecheć słomy. Bez zbędnej zwłoki hepnął w kierunku zachodzącego księżyca.
- Gnomon wbity w dach tegoż przybytku sugeruje zanik konwencji racjonalistycznej, co abstrahując od teorii absolutu powoduje rozległe rany mojego łokcia.
Po czym zasiadł w siedlisku o deseniu bordowym przywołując zza kontuaru fragmenty tylko sobie znanej satyry. Nie czekając na dalszy przebieg wydarzeń mlasnął.
- Karczmarzu, co sądzisz o przywołanej przeze mnie satyrze?
- Niewiele jakem nie znam jej - odpowiedział heroicznie karczmarz.
Uwiedziony odpowiedzią karczmarza nasiadł na pobliską płaszczyznę i zanurzył się w treści zawartej w wyciągniętym znikąd pergaminie, popijając trunkiem znalezionym gdzieniegdzie. Przeczytawszy w istocie rubaszny wolumin naniósł poprawki na swoje nakrycie uszu mając na uwadze wątłość kości tutejszego ptactwa.
- Harappa! - zakrzyknął w eter nekromanta po czym skąpał się w letniej woni karczemnych zagadnień. Nasunęło mu to myśl zabrania ze sobą znalezionego w głuchym padole jadła, które skrycie i niezauważalnie narzucił na plecy. Zrobił to tak zacnie, że sam tego nie dostrzegł przez co potrawa straciła niezwykle ważne składniki mineralne. Nakreśliło to dalszą część jego mowy.
- Wychodzę! - sarknął i znalazłszy się przy drzwiach wyszedł mostem.
Tymczasem dało się usłyszeć rozmowę parobków.
- Byłem jutro tu i ówdzie - powiedział jeden z nich.
- A ja tam byłem wczoraj i przedwczoraj - odrzekł drugi.
- I co sądzisz o tamtejszych regulacjach prawnych? - zapytał pierwszy.
- Sądzę, że nie wiesz czego żądasz - szepnął w odpowiedzi drugi.
- Panowie mogę się od was dosiąść? - zapytał znienacka kapłan.
- Czemu by tak - wycedził jeden z parobków.
Karczmarz dostrzegając zmianę w układzie jednostek karczemnych zapalił pochodnię skrywaną przez wieki w komórce zewnętrznej. Nagle do karczmy wtłoczył się człowiek. Sądząc po tym ile miał na sobie gawiedzi można wywnioskować, że pochodził z południa zachodnich części północnego terenu stoiska. Wyciągnął zza lewego rękawa margines społeczny i zaczął listownie wypominać karczmarzowi brak cech najemnika.
- Karczmarzu czy ty czasem opuszczasz to miejsce? - zapytał z przekąsem.
- Jeno wtedy, kiedy… - i tu karczmarz przerwał całkowicie spodziewanie dostrzegając czynności wykonywane przez Bełkotnika.
- Bełkotniku co wam!? - wyszeptał na cały głos.


Cdn. w następny poniedziałek! :)

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » czw, 29 gru 2011, 22:10

4. Utarczka za sprawą Bełkotnika

- Chaos i płomienie - brzdąknął Bełkotnik kontynuując akt terroru - Karczmarzu przybył ktoś nowy? - dopytał.
- Owszem przybył człowiek ten - poskromił karczmarz wskazując kolanem na nowoprzybyłego.
- Jestem Regałem! - nastąpił nowoprzybyły.
Kapłan widząc, co się nie dzieje zwątpił w siebie i nakrył do stołu. Parobkowie przenieśli się w miejsce przypominające im stół, przy którym nigdy nie siedzieli. Bełkotnik wyrwał kawałek ściany i zadął.
- To nasze, spalmy to i tak.
Karczmarz próbując ostatkiem sił powstrzymać Bełkotnika rzucił w nań krztyną cynamonu. Nie pomogło to jednak wiele.
- Kapłanie zróbże coś! - wykrzyknął karczmarz jadowicie.
Kapłan zmobilizowany do działania wysłał swojego lokaja na bój z Bełkotnikiem. Lokaj wyciągnął z okolic trzustki swój kilof i rzucił się na Bełkotnika. Ten drugi jednak bez większych trudności wyparł się na ten atak wskakując na jedną z desek podłogowych. Lokaj został ranny w nogę w wyniku ciosu obusiecznego. Kapłan po chwili zastanowienia uleczył lokaja z wszelkich udręk i cofnął się ponad stan. Karczmarz również postanowił działać.
- Parobkowie dam wam daninę jeśli go oddalicie - huknął.
Parobkowie postanowili walczyć o swoje i rozpoczęli handel wymienny.
- Karczmarzu nie pomożemy ci jeśli nie dasz nam 3 danin w zamian za woła piżmowego.
- Przystaję na waszą propozycję.
Parobkowie wraz ze swoimi rękami próbowali obezwładnić Bełkotnika. Ten jednak wywarzył jednego z nich bez większych problemów. W trakcie walki do karczmy wjechał narosły druciarz o bujnej barwie jednego z butów. Zasiadł na środku gospody i zaczął wpatrywać się w tutejsze zdobienia. Dla towarzystwa sięgnął po pieniek wnikliwie noszony w torbie i postanowił wraz z nim posmakować prędkiego napoju.
- Karczemniku rzuć, że dwa piwa!
- Gwoli ścisłości jestem karczmarzem - odpowiedział karczmarz i rzucił druciarzowi dwa piwa.
Otrzymawszy trunek bez zbędnych ustępstw zaczął go spijać. Uchylając rąbek tajemnicy warknął w kierunku wyjścia.
- Pieniek, który obok mnie opiewa został z najlżejszego drewna w krainie wytworzony i można nim rzucić hen daleko, przez co zwyciężę zawody rzutu pniem!
Widząc z jakim polotem piwo wypił postanowił nie pić więcej, gdyż był spragniony. Ze spokojem nasiadł ponownie na swe okute w zwykłe drewno siedzenie i zaczął dyskutować ze sobą o pieńku. Tymczasem walka w karczmie trwała nadal. Kapłan odział wywarzonego parobka w ślepą szatę i uleczył go z ran skrywanych od lat. Lokaj widząc poświęcenie swojego pracodawcy zaaranżował bójkę z łokciem Bełkotnika. Został jednak prędko ocucony. Druciarz widząc do jakich ekscesów dochodzi wokół zląkł się rubasznie i wyciągnął z kieszeni toporek celem zniszczenia pieńka.
- Mam ich więcej, więc ten pójdzie pod topór - chrapnął po czym zniszczył pień - nie on pierwszy i nie czternasty - dogadał.
Nie mając w kieszeni torbieli wturlał się pod ladę karczmarza i szepnął na zachód.
- Karczmarzu opuszczam to miejsce, bo taka jest kolej rzeczy.
Wypowiadając te słowa naskoczył na zniszczony uprzednio pieniek. Dało mu to świetlane perspektywy na wysokie wyskoczenie z karczmy, czego jednak nie uczynił potykając się w locie. Bełkotnik zauważył skok druciarza i zaczął gromadzić w dłoni drzazgi pozostałe po jego pieńku. Kapłan wykorzystał poczynania Bełkotnika i dzięki modlitwie bóstwa wysadził go poza gmach.
- Nie powiem nie - wrzucił do kapłana karczmarz.
- Dobrze, że miałem ze sobą swój szyszak - oddał kapłan.
- Przeca nie użyłeś go w tym neonie.
- Jednakowoż możesz zostawić wiadomość - świsnął kapłan.
Regał będący biernym obserwatorem zaistniałej okoliczności, opiewając wokół swojego pieńka zaczął namyślać się nad sensem swojego pobytu tutaj. Doszedłszy do wniosku, że jeno marnuje czas owego pieńka przesiadł się na krzesło w oddali.
- A ten to nawet palcem nie kiwnął - smarknął karczmarz nie mając na myśli kapłana, jego lokaja, parobków ani siebie.
- Karczmarzu dawaj daninę - mocno szlochnął jeden z parobków.
- Najpierw chcę widzieć mojego woła.
W efekcie tego zdania parobkowie rozpoczęli monologi. Regał nie mogąc dłużej cieszyć oczu pełnymi ławami karczmy wyszedł, by dotrzeć w inne miejsce. W jego ślady poszli parobkowie, którzy wychodząc przepuścili wchodzącego ponownie Regała.

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » pn, 9 sty 2012, 20:59

5. Podróż Jana do miejsca, w którym się przedtem było

Nawet siedemdziesiąt pięć ziarenek nie przetoczyło się w klepsydrze, gdy na karczmę naszedł gnuśny nekromanta. Był to oczywiście Jan. Jego wzrok skupił się na oddalonym o kroćset siedlisku, więc zatoczył się ku niemu i minąwszy się z celem dopadł zszargane krzesło podlegające stagnacji. Dało mu to przewagę nad elementami jego podręcznego astrolabium, wobec czego mógł zdjąć okrycie wierzchnie i nie widząc przyszłościowych perspektyw zelżeć na krześle.
- Mijały lata!
Obruszył się na widok karczemnej ciżby.
- Ha! Gdybym tylko siedział - krzyknął i wstając z krzesła ujrzał nikłą personę skąpaną w świetle zachodzącej pochodni w związku z czym wysunął coś spod całkowicie nie bawełnianej szaty. Po wyciągnięciu z nadnercza ampułki z opiłkami litego drewna zdobytymi w rosłej kosodrzewinie wysypał je na stół przez co ten stał się abażurowy.
- Karczmarzu co dziś polecasz? - urzekł jednokrotnie dzierżąc nabyty wówczas pieniek.
- Dzisiaj polecam się dobrze wyspać, bo jutro też mamy dzień.
- Poniekąd karczmarzu, poniekąd - buchnął i przejechawszy odnóżem po karczemnej ladzie stwierdził, że gdyby kontynuował tę czynność doszłoby do rychłego samozapłonu. Żal mu było jednakże misternych zdobień tej elewacji, więc schował uprzednio wysypane opiłki.
- Posągi mieniące się w pobliżu są doprawdy reprezentatywne dla tego gmachu - musnął i oddalił się w pobliże wejścia. Nanosząc ostatnie poprawki do swojej teorii lub ktoś się wychylił odszedł bezwładnie z szynkwasu numerując łokcie wyciągniętymi w młodości z mizernej sadzawki zaroślami.
- Wybacz, że ci nie przerwę Janie, ale gdzieś ty nie był?! Małośmy tu nie poginęli. - zdefiniował kapłan.
- Byłem tuż za rogiem.
- Skąd to wiesz nekromanto? - zapytał z ciekawości Regał.
- Zewsząd - nadmienił Jan.
Rozmowa ulotniła się niczym ulotna rozmowa. Całkiem niewielki odstęp czasu później w karczmie ujawnił się radykalny kłusownik. Nie mogąc mówić pisknął do karczmarza, bo tylko to pozostało w jaskrawych czeluściach losowego tragarza.
- Karczmarzu rzucam hreh!
Nie mogąc już się doczekać swojej przegranej skoczył podczas pchnięcia.
- Nie widziałem gdzieś rzucił, ale zgubiłem dziś przedmiot i oczekuję zapłaty od podmiotu, którym bywasz.
- Chyba żeście z jamochłonu spadli karczmarzu. Nie zapłacę ci całkowicie nic, lecz za pomocą moich opiłków litego drewna spowoduję tutaj chaos deterministyczny, dzięki któremu odejdę z karczmy zauważony przez obserwatorów z zewnątrz.
Mówiąc to wyłożył na szynkwas kilka złotych monet i ze spokojem usiadł w jednej z karczemnych ław napotykając po drodze wiele przeszkód.
- Ha ha ha o ha ha - zaśmiał się któryś z obecnych w karczmie.
- Karczmarzu ten człowiek bredzi - zauważył bez precedensu Jan.
- Nie bardziej niż ty Janie. To tylko kłusownik, a ty podobno jesteś nekromantą - opisał Regał.
- Słucham? - zapytał ktoś zza okna.
- Sugeruję żeś niski Janie - wmówił tubylcom Regał.
- Regale na twoim miejscu trzymałbym język w paszczęce - odtrącił karczmarz.
- Nigdy tego nie zrobię! - zirytował się Regał.
- Pozwólcie się wypowiedzieć kłusownikowi może? - odpytał kapłan.
Zapadła trwoga. Kłusownik nie mogąc znieść presji czasu zelżał na krześle, co uzmysłowiło go jak dawno już nie miał w dłoni żadnego zielonego młotu.
- Ludzie, ludzie! - wykrzyknął w kierunku przeciwnym do ruchu ziarenek klepsydry i zaczął wpatrywać się w podłogę.
- Ten człowiek to jawny pomyleniec - ponownie obruszył Jan.
- Nekromanto nie sądzę żebyś mówił prawdę, gdyż pośrodku Wysppy rośnie raptownie drzewo!!! - wykrzyczał niespokojnie stonowany Regał.
- Regale powiem krótko. Umyj sobie łokcie i lepiej upuść to miejsce - odmówił Jan.
- Upuścić mogę co ponajwyżej paletę kolorów. Karczmę można jedynie opuścić - wymówił Regał.
- Nie więcej jednak nie wychodź stąd jeśli nie chcesz nie mieć nic przeciwko - mimiką twarzy sapnął nekromanta Jan.
- Racja - wymieszał karczmarz.
- Obliczę coś powiedział w rogu gospody - dowiódł Regał.
Kłusownik słysząc jakichś ludzi uciekł z karczmy bezpowrotnie.
- Niezgodnie z moimi oczekiwaniami ten człowieczyna nie był niespełna rozumu - powiedział wprost Jan.
Regał przygnieciony argumentami zaszył się w narożnym rogu karczmy. Kapłan zaniepokojony odwrócił się do Jana.
- Rubaszny człowiek z tamtegoż Regała.
- W istocie mam pewne obawy, ze powinieneś rzec Regału - zawył Jan.
- Poniekąd.
Rozmowa ucichła jak to miała w zwyczaju.

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » pn, 16 sty 2012, 20:35

6. Licha dziewka, Janina

Wtem w progu karczemnej izby narosła licha dziewka. Widać było, że nie posiadała ona garnca, wobec czego mogła ze spokojem posiąść w karbowanym siedlisku mającym swoje miejsce 7 cali na centrum od okna. Nie mając nikogo do towarzystwa wyprostowała się, by nie móc znieść letnich promieni słońca wpadających zza rogu. W gospodzie wzrosło zainteresowanie żeńską personą, gdy do karczmy wpełznął żwawy mag. Wyraz jego włosów wskazywał na chęć ciskania przedmiotami. Nie mógł on oprzeć się tej żądzy i bez namysłu tchnął stadem much w naturalny sposób.
- Karczmarzu rzucam hreh!
- Mimo sporego potencjału to nie był dobry rzut. Żadna z much nie doleciała do celu trębaczu - wtrącił karczmarz.
- Przecież odczytałem z obrazu, który ukazał się moim gałkom ocznym żniwo mojego pchnięcia karczmarzu. Nie bądź taki różnoraki.
- Fałsz w uszy kole, dlatego użyłeś oczu?
- Jakkolwiek starcze, jakkolwiek - zrelacjonował mag.
- Subtelne podejście - wykazał karczmarz.
Nie zważając na efekty relatywistyczne, które wywołał swoim rzutem wierzgnął łokciami kierując swój wzrok na przestrzeń ulokowaną pod dachem karczmy. Żebrząc coś pod przełykiem wyciągnął zza pazuchy rdzawy kij. Już na trzeci rzut oka widać było, że kij ten pochodził z nędznego drzewa sosnowego i zawierał kilkanaście łanów cynku. Po chwili zaczerpnął nozdrzem leciwego powietrza i zawył wzdłuż szynkwasu.
- Wszystek płaci podatki!
- Magu skończ już komunikować się z tym, który jest tam, gdzie kierujesz swoje słowa i przybądź - powiedział stanowczo kapłan.
Mag wyrzucił z kieszeni kilka drumlinów i przyteleportował się w miejsce, z którego wybył.
- Którędy? - parsknęła ku ziemi żeńska persona i wyciągnęła z podszewki kilka narzędzi. Po położeniu ich w kolejności chronologicznej na spodzie swojej szaty dosiadła swoich nóg i kilkukrotnie okrążyła stoły po prawej stronie swojego stanowiska.
- Żeńska persono może atoli ty się przysiądź - przypuścił kapłan.
- Prawidło - wykrztusiła.
- Kimś że jest w innym razie? - nadmienił kapłan.
- Jestem Janiną. Zajmuję się toczeniem beczułek wokół wyspy.
- Odmienność twojego imienia w całorocznym zestawieniu z mianem tegoż nekromanty bywa napastliwa - odwiedził swoje włości kapłan.
- Janino słyszałem kiedyś o tych beczkach, ale nigdy ich nie widziałem. Powiedz coś mniej o tym czynniku - spędził z powiek Jan.
- W takim razie oddam ci słuszność Janie - pomknęła Janina.

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » wt, 24 sty 2012, 14:59

7. Wymiana myśli

Podczas rozmowy na środku prostopadłościennego stołu, pośród którego siedzieli rozmawiający pomiędzy sobą nawzajem tułacze, unaocznił się mag. Zauważył on niemal po dwóch minutach swoich towarzyszy, wobec czego mógł podenerwowany roztrwonić resztkę moreny dennej, której towarzyszył od lat w czynności zmarnienia tutejszych odkładów wody pitnej. Robiąc to naznaczył swój wiekopomny owalny chrust kanapką z chlebem. W natłoku wrażeń wytrącił z równowagi imadło umieszczone w kieszeni swego płaszcza i zasiadł w stole.
- A więc jednak powstałeś pośród karczemnego drwa magu - obruszył się kapłan.
- Nie sądzę żebym to zrobił - kaszlnął mag.
- Skoro jesteś tutaj - beknął kapłan.
- Nie masz pewności, że jestem tutaj - czknął mag.
- Otóż mam pewność - rzygnął kapłan.
- Owszem nie masz - smarknął mag.
- Zaspokójcie się wówczas! - mlasnął Jan przerywając niezwykle horrendalną dysputę.
- Zawsze tego nie zrobię - gwizdnął neoklasycznie mag - poza tym jestem czarodziejem.
- Zewsząd nie otaczają nas roztocza, więc to nie czas na takie dywagacje - dołączył Jan.
- Zasiądę więc - powiedział mag po czym nakierował swój wzrok na promienie światła wpadające do jego oczodołu ze wschodu. Zauważył tam żeńską personę, więc stwierdził.
- Kim ona nie jest?
- Nie jest z pewnością nami - napadł kapłan.
- Jestem Janiną - odrzekła Janina.
- To ona toczy beczki wzdłuż linii brzegowej naszej wyspy - zjechał ponad temat Jan.
- Kamień i drzewo, na co się zdadzą? - mruknął mag.
- Twoje pytanie zostało zadane przedwcześnie, oczywiście rzekłem o pytaniu o negację tożsamości tej kobiety - upiekł Jan.
- Możliwością - odpowiedział mag.
- Panowie ależ którędy? Którędy?
- Twoje pytanie pozostanie bez odpowiedzi - pewnie namyślał Jan.
- Wydaje ci się! - całkowicie pieczołowicie wypowietrzył Regał, który wstał z narożnego rogu i wyczytawszy z bezruchu warg rozmowę podszedł do stołu.
- Regale, nie trzeba było - wypowiedział w lekkim przestrachu kapłan.
- Trzeba było - palisada Regał - nie, nie tędy żeńska persono.
Ciśnienie wody w gospodzie zmalało o kilka tutejszych jednostek. Karczmarz wykonał od dawna skrywany układ taneczny w pokłosiu sytuacji, która czyhała w karczmie. Widać, że był on niewzruszony minioną porą roku i chciał zaognić ponownie swoją pochodnię.
- Dosyć tego - mizernie wyszeptał Jan.
- Janie to tylko Regał, nie tylko on szypułkowaty - przekroczył kapłan.
- Czego nie zamierzasz? - utyła zlękniona Janina.
Jan słysząc zapytanie wytargał ze swojego tobołu szpulę papieru i przekazał go rytualnie Janinie.
- Tam jest spis wszystkich czynności, których nie zamierzam wykonać w czasie najbliższej sekundy od momentu, w który skończę mówić tyraliera - powiedział Jan.
Wszyscy w karczmie nie mogli już nic zrobić, ponieważ nie mieli oni szkatułki. Poza tym zawiedli się na swoich biogramach.
- Janie zlęknij się, pomogę ci - wymienił Regał.
Jan bez chwili wahania zebrał w dłoni azot znajdujący się w zasięgu ręki karczmarza i wyznaczył wzrokiem kierunek rozwoju szczepu bakterii fluwioglacjalnych. Oznaczało to prędką śmierć wszystkich organelli nie mających w organizmie butonierki. W ten sposób Jan chciał zgładzić każdego, kto odstąpił od przymusu oddychania powietrzem ziemskim. Ucięłoby to całkowicie spekulacje o istnieniu cywilizacji pozaziemskich.
- Nie - zauważył mag.
- On ma prawdę i mówi rację! - odjechał kapłan.
- Słuszność jest po jego stronie - wydął zza kontuaru karczmarz.
- Nie mam wam nic do zarzucenia, ale Regał został odlany z żeliwa - zakończył spekulacje Jan.
- Moja karczma zawiera 16% światowych zasobów molibdenu - wyliczył karczmarz.
Regał już wyjawiał wszystkim to, co tak naprawdę chciał powiedzieć lokaj, jednak powstrzymał go łoskot okna karczemnego. W karczmie zjawił się Bełkotnik.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości