Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » wt, 31 sty 2012, 16:41

8. Wymyk

Wpadł przez okno, poderżnął gardło karczmarzowi i z hukiem wyleciał przez sufit niszcząc dach. Zadziałała tu jednak siła odśrodkowa i Bełkotnik spadł do karczmy z powrotem. Na widok truchła karczmarza Regał zjadł kilka worów żywności.
- Janie, przybył i wybył po czym pojawił się raz jeszcze - wypowiedział kapłan.
Mag czuł się nieswojo. Sytuacja w jego szacie stała się napięta. Nie czuł, więc przymusu targnięcia ku karczmarzowi.
- Karczmarzu poproszę cztery wina, bo na trzy mnie dzisiaj nie stać.
Nie zrobiwszy tego zbiegł z przybytku schodami owymi. Bełkotnik w ataku szału rzucił się pomiędzy pozostałych. Nie wywołało to żadnych następstw w rozwoju topologii ani całkowicie nie pomogło rozwiązać od lat rozważanej zagadki dotyczącej kresomózgowia. Regał dostrzegł owe obserwacje i skrył się między młotem, a krużgankiem. Kapłan nawrócił się na wiary północne i wykrył wszystkie pobliskie żeremia. Janina rozniosła równomiernie na terenie całej karczmy resztki zniszczonego dachu. Zwłoki karczmarza rozpoczęły długi aczkolwiek warty uwagi proces rozkładu. Jedynie Jan nie zrobił nic w następstwie wydarzeń mających swoje miejsce miesiąc przed wytworzeniem materiału potrzebnego do skończenia budowy kamienia leżącego przed karczmą, który spowodował poważny uraz na zdrowiu psychicznym człowieka, który zdemoralizował Bełkotnika. Pominąwszy lokaja kapłana oczywiście.
- Słyszałem, że nikt za tobą nie ma rozwiązanego buta Bełkotniku - nastąpił nekromanta.
W efekcie tej hipotezy Bełkotnik egzystował nadal.
- Przybyłem w to miejsce by dokończyć moje dzieło - rozwodnił Bełkotnik.
- Nie sądzę żebyś po to przyszedł.
- Nie bywam w pradolinach.
- Skoro mówisz, że masz w garści szczątki topazu, to nie mam sobie nic do zarzucenia. Uogólniając nie mam z tym nic wspólnego.
- Skończę więc to co zainicjowałem, gdy byłem tu raz ostatni.
- Posiejesz tu gleby inicjalne? - wyrwał Jan.
- Rzucę tu uskokiem tektonicznym. Prędzej czy później trzęsienie ziemi zniszczy to miejsce i pomszczę w ten sposób karczmarza - odmówił Bełkotnik.
- Zależy skąd weźmiesz uskok. Może się okazać, że trzęsienia nie będzie przez najbliższe eony.
- Wtedy spopielę tu wszystko.
- Ale robiąc to skąd będziesz wiedział czy lada dzień nie będzie trzęsienia?
W tym momencie dialog Jana z Bełkotnikiem dobiegł końca wstępu. Przerwał im jednak lokaj, który zagiął czasoprzestrzeń karczemną słowami:
- Im dalej w las, tym więcej drzew.
Wypowiedź ta poskutkowała sczeźnięciem całej pogranicznej ludności. Co ciekawe byli wśród niej goszczący już dziś w karczmie orędownik i kłusownik. Nie było wątpliwości, że lokaj był figurą potężną i to tak naprawdę on kierował obchodami dwulecia obchodzenia rocznic.
- Nie znałem tego aforyzmu - omamił Jan.
Regał jednak wyczuł w tym intrygę i otworzywszy spętany winoroślami wąwóz próbował rozjuszyć Bełkotnika. Ten jednak pozostał gwałtownie agresywny. Kapłan znając zamiary Regała zszył go z kotwiczną równią. Możliwe jest, że kapłan to zrobił znając zamiary Regału. Bełkotnik niespodziewanie dźgnął trzonkiem kuszy Janinę. Jan postanowił działać.
- Postanowiłem działać - rzekł Jan.
Wyjął z szuflady pokarm celem zjedzenia go. Następnie wyliczył wszystkich tych, którzy nie są z nim spokrewnieni w linii prostej. W międzyczasie rozgorzała walka Bełkotnika z kapłanem. Ten drugi nie miał jednak już nic, co mógłby jednak mieć. Kapłan szturchnął Regałowi więzadło szyjne mając nadzieję zbudzenia go z letargu, w który zapadł w dzień, w którym kapłan szturchnął Regałowi więzadło szyjne celem zbudzenia go z letargu. Nekromanta przytłoczony obowiązkami wylał ciecz na płyn. Próbując naprawić ten błąd rozpoczął potyczkę z Bełkotnikiem. Odciążony kapłan ułożył w głowie kilka schematycznych krojów budowy młyna. Jan wyznaczył sobie priorytety.
- W przyszłości zrobię jakąś czynność - ogarnął.
Po chwili wskrzesił tracz nurogęś, która bez problemu poradziła sobie z Bełkotnikiem i usiadła na stole obleganym przez postaci wypełniające karczmę. Janina powoli wykrwawiała się, jednak nie zwróciło to uwagi przetaczających się za oknem indywiduów. Wówczas w karczmie zjawił się dostojnik państwowy nie mający nic w dłoni. Swojego wzroku nie skierował w żadną stronę i zasiadł w stole znajdującym się nieopodal innych stołów. Rozmyślając nad koniunkturą karczemnej ciżby szepnął w kierunku stawu w swoim rodzinnym padole.
- Karczmarzu wina dla wszystkich!
Jan słysząc jakiś funkcjonalny głos nakarmił wskrzeszone zwierzę. Janina nie znając odpowiedzi na egzystencjalne pytania orzekła.
- Dobrze, czas już na mnie, gdyż mam karmazynowy kolor nakrycia dłoni. Żegnam - po czym wybiegła na rękach.
Kapłan odparł wywiewnie.
- Zawżdy.
Dostojnik widząc, że odparł mu jedynie jakiś osobnik nie sprawujący roli karczmarza szepnął ponownie, jednak tym razem wyciągnąwszy uprzednio kilka roztoczy spod stołu, co poprawiło akustykę przybytku.
- Karczmarzu wino dla wszystkich!

Awatar użytkownika
Administrator
Site Admin
Site Admin
Posty: 2400
Ulubiona rasa: Krasnoludy, Orkowie
Kontakt:

Re: Karczemnych przygód kilka Jana nekromanty

Post autor: Administrator » pn, 20 lut 2012, 21:02

9. Koniec karczmarza, koniec karczmy...

Wtem nastała ciemność. Do karczemnego bulwaru zeszli parobkowie i zaprzepaszczając co jedenasty wartościowy obiekt w gospodzie zwrócili się do kapłana, z którego zrobili substytut martwego karczmarza, z którym mieli stanowić handel wymienny.
- Mamy tu woła - wyrzekli wyciągając z zanadrza woła piżmowego - dawaj daniny obwiesiu.
Kapłan już miał zamiar targnąć się na ich życie, gdy dostojnik, pijąc napój będący trunkiem o chytrej nazwie wino, które sobie przywłaszczył, wygrzebał z kieszeni kij i rozpoczął chodzenie o lasce po karczmie, co nie spowodowało żadnych następstw.
- Jestem Bolesławcem - wyraził.
Zmieniło to światopogląd kapłana.
- Macie ścierwa - siknął po czym wydał im swoje daniny.
- Jakem parobek uczynię teraz grabież - wysnuł jeden z parobków po czym wydobył od kapłana daniny i znalazł się na wzgórzu oddalonym od karczmy o czterysta siedemdziesiąt sześć kęp trawy. Woła piżmowego nie zobaczył już nikt na tym ziemskim padole.
- Ręka rękę myje - obwieścił kapłan.
Sytuacja pobudziła Regała, który zszyty z równią wyszedł z letargu. Jan nakazał traczy nurogęsi wędrówkę. Bolesławiec czując w powietrzu swąd zwierzyny nałożył na twarz maskę, wobec czego w jego rodzinnym borze nastała jasność. Dostrzegając owe zwierzę schował laskę do niezdobnej szaty i warknął.
- Padliną to niegdyś będzie! - po czym wypijając resztkę płynu przemknął do drzwi karczemnych i zważając na rodzaj trawionego jadła wyskoczył z karczmy. Jan mógł dokończyć rozgrywkę z lokajem kapłana. Rozegrał ją w sposób równorzędny, co dało mu możliwość wywarcia wpływu na gospodarkę sąsiednich wysp. Wobec tego wygłodził swoją tracz, która ponownie struchlała.
- Znajdujemy się w karczmie - zauważył Regał.
Lokaj świetnie oddał realistykę obiektów namalowanych przed narodzinami wywierzysk. Widząc to kapłan na bazie linijki wyznaczył trajektorię rzutu monetą, która miała zaważyć o przyszłych losach mokradła. Nie było już ważne, kto, lecz co. Nikt tak naprawdę nie wiedział czego będzie się tyczyć zdanie, które poprzedza to, które zawiera informację o tym, że nikt tak naprawdę nie wiedział czego się będzie tyczyć zdanie. Wszelako do karczmy wtargnął roztargniony tragarz. Zdjął z łokci wór toreb podróżnych i chlupnął pod okiem.
- Jakież to lekkie bujni wędrowcy.
Słowa te spływały po nim w kierunku równoległym do okiennic narożnych i można w nich było wysmakować zmęczenie. Zasiadł w tobole pobliskim i bez namysłu poddał się lekturze zwoju wyciągniętego z nasadki podręcznej. Nekromanta wraz z kapłanem zasiedli w równych odstępach czasu od tragarza nie zapominając o zachowaniu barycznego układu wersów. Tragarz nie mogąc wyjść zwycięsko z czynności czytania wcześniej przytoczonego zwoju skorzystał z pomocy pobliskiego karczmarza.
- Karczmarzu jakieś wieści?
Nie słysząc jednak wydatnego rezonansu odzyskał węch. Kiedykolwiek później wypatrzył leżącego karczmarza.
- Halo halo co się nie stało? - włączył tragarz - Halo halo co się nie stało - ponowił.
- Karczmarz sczeznął - zasnął kapłan.
- Ja ci powiem co się nie stało - zareklamował Jan - nie rozjechał go powóz, nie wypił trucizny, nie zaatakowało go żadne zwierzę, nie dostał ataku serca, nie został przygnieciony, nie zmrużył oka, nie popełnił samobójstwa, nie udławił się, nie zapadł w śpiączkę, nie został uduszony, nie został ukąszony przez roślinę, nie zatracił równowagi w efekcie czego nie doznał samookaleczenia, nie dostał udaru, nie utopił się oraz nie stało się z nim nic z listy, którą wypisał chwilę przed śmiercią na desce stanowiącej część karczmy spoczywającej aktualnie w łańcuchu górskim.
Tragarz udał się po ową listę. Jan wykorzystał chwilę nieuwagi i napadł na lokaja. Śpiący kapłan nie nakazał mu obrony, więc zmasakrowany lokaj rozległ się na gruncie. Tragarz wrócił siedem tysięcy czterysta pięćdziesiąt dwa ziarenka piasku przetoczone w klepsydrze później.
- Z moich obliczeń wynika, że karczmarzowi ktoś poderżnął gardło - zmyślił.
- Owszem - ocenił Jan.
Tragarz słysząc tę wieść rzucił na wskroś beretem wyciągniętym z legowiska narośli umiejscowionego w naziemnej sakwie. Jednocześnie począł skakać w tylko sobie znanym celu. Wobec powyższego czknął w eter.
- Podskakuję, gdyż mam strzałę w kołczanie.
Zachowaniem swym dopiął swego i warstwami opuścił karczemną gospodę. Janowi nie stało już nic na przeszkodzie, by skrupulatnie wygłosić mowę ławnika. Koniec końców wysłuchał ją tylko na pół przytomny lokaj kapłana oraz przyszyty do równi Regał.
- Wszystko to, co miało tu miejsce było efektem relatywistycznym. Wyciągnąwszy moją podręczną busolę stwierdzam, że nieprędko ktoś nawiedzi tutejszą karczemną pieczarę. Nie mając już nic, do czego mógłbym się odnieść opuszczę to miejsce i pozostawię was pod pastwą losu. Wiekuiście dosadnym tonem obwieszczam to leksykonem karczemnych zagadnień! - wygrawerował Jan po czym skroplił się poza karczmę.
Ledwo żywy lokaj odstąpił od tradycji znajdującej swój pierwowzór w regule pośredniej dłoni i na poczekaniu wynalazł silnik od zastawy, który jednak nie zadziałał bez żadnego paliwa. Musiał, więc naocznie wejść w teren poza karczmą ciągnąc za sobą, obok bagażu doświadczeń, bagaż podróżny mieszczący kapłana.

Mijały lata. Zgodnie z zapowiedzią Jana nikt nie wszedł do karczmy od czasów wygłoszenia legendarnej już mowy ławnika. Zwłoki karczmarza z czasem podległy deglacjacji i pozostawiły jedynie jadeitowy posmak w ustach. Regał przyszyty do równi z biegiem lat zbutwiał i stał się jedynie zwykłym meblem, nie odgrywającym żadnej znacznej roli w dramatach klasycznych. Wreszcie mógł z pełną premedytacją zrobić to, po co przybył do gospody, mianowicie pod koniec swojej egzystencji rzec: „Lata nic nie znaczą”.

KONIEC



post scriptum
Jest to koniec opowieści napisanych przez, użytkownika forum, Pielagorotha. Jeśli chcesz podziękować, kliknij "łapkę w górę"
Brawa i gratulacje!
Administrator

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 25 gości